Od pomysłu do książki – Wojciech Kowalski o procesie twórczym

Serdecznie zapraszamy na wyjątkowy wywiad z Wojciechem Kowalskim, autorem cenionego "Dziennika Kobiety". Poruszamy szeroki wachlarz tematów – od pomysłu na książkę, poprzez proces twórczy, aż po źródła inspiracji, które napędzają jego pisarską pasję. Dowiedz się, jak wygląda codzienna praca autora, jakie wyzwania napotyka na swojej drodze i co motywuje go do tworzenia nowych historii. 

Co zainspirowało Pana do stworzenia "Dziennika kobiety"?

            „Dziennik Kobiety” jest efektem moich zainteresowań psychologią. Wiele lat temu natrafiłem na termin pisania ekspresywnego, który od samego początku wywołał we mnie ogromną ciekawość. Zacząłem więc pogłębiać wiedzę i poznawać tę metodę poprzez literaturę. Zdając sobie sprawę z tego, że drzemią we mnie momenty z życia, które wciąż powracają, sieją w głowie niepotrzebny zamęt i nie mogą znaleźć ujścia, postanowiłem przetestować tę technikę samopomocy na sobie. Usiadłem i zacząłem pisać. Po czasie zorientowałem się, że tak prosta, dostępna dla wszystkich czynność, jak najzwyklejsze pisanie, przynosi mi ukojenie, wprowadza porządek i spokój w głowie. Wyrzucając z siebie wszystko, co zbędne, zrozumiałem, że świat stał się piękniejszy. Zacząłem dostrzegać to, co wcześniej było niezauważalne. Moja egzystencja zmieniła swój tor, ponieważ oczyściłem myśli i odzyskałem radość życia. Tym sposobem pisanie towarzyszy mi od lat. Brnąc w to dalej, pewnej nocy wywnioskowałem, że skoro ta technika przyniosła mi ukojenie, dlaczego nie spróbować stworzyć czegoś w formie gotowych pytań dla innych? Każdy z nas niesie niechciany bagaż. Każdego z nas coś uwiera. Każdy pragnie rozmowy, lecz nie każdy ma możliwość podzielenia się z drugą osobą swoimi emocjami. I tu właśnie pojawia się, w formie lekarstwa, pisanie ekspresywne. Kontemplując nad tymi kwestiami, moje melancholijne myśli natrafiły na kobietę. Narodził się pomysł, tym samym nastał czas realizacji. W tym miejscu Szanowny Pan Pennebaker, jako twórca terapii przez pisanie, powinien usłyszeć ode mnie „dziękuję”! Za indywidualną pomoc, jak i natchnienie do napisania „Dziennika Kobiety”.

Jakie znaczenie mają dla Pana pytania zawarte w dzienniku? Czy są wynikiem Pana przemyśleń czy może rozmów z innymi kobietami?

            Każde pytanie, które zagościło w dzienniku, jest potrzebne i ważne. Gdy wydaje nam się na pierwszy rzut oka, że dane zagadnienie nie ma w sobie nic niezwykłego w swej prostocie, jednak jest po coś. Każde pytanie skłania do myślenia, do przywołania wspomnień, do zastanowienia się. W danej chwili odbiorczyni rozkłada na części pierwsze etap swojego życia, który ukierunkowuje przeczytanym pytaniem. Skupiając się nad jednym aspektem życia, można dostrzec dotąd niezauważone drzwi, które czekają, by je otworzyć. Podczas napiętego harmonogramu dnia, nawet pochodna myśl pytania nie zagości w głowie, ponieważ, najprościej mówiąc, nikt nie ma na to czasu. Biorąc do ręki „Dziennik”, kobieta może poczuć, że prowadzi rozmowę sama ze sobą. Odkopując ukryte emocje bądź wyrzucając z siebie dręczące, nasze samopoczucie ulegnie poprawie – wiem to po sobie. Odpowiadając na drugą część pytania: introwertyk podczas rozmowy wiele nie doświadczy, ponieważ rozmowa nie trwa długo. (Tu oczywiście żart.) Wszelaka rozmowa, nawet ta krótka, jest cenna i wnosi wartość lub przestrogę do naszego życia. Wszystko, co widnieje w „Dzienniku Kobiety”, jest następstwem nocnych przemyśleń. Jak zauważyła moja siedmioletnia córka: „tatuś za dużo myśli”.  

Dziennik jest przeznaczony dla kobiet. Jak Pan myśli, dlaczego ważne jest, aby kobiety miały miejsce na refleksję nad życiem rodzinnym, zawodowym i osobistym?

            Z osobistych obserwacji wnioskuję, że to właśnie kobieta zasługuje na tę wyjątkową publikację. Kobieta potrzebuje intymnej przestrzeni, jaka została stworzona w „Dzienniku Kobiety”, potrzebuje czasu dla siebie. Odpoczynku, chwili na spokojne myśli, ciszy i odetchnienia. Często to właśnie kobieta – żona, matka, dziewczyna, studentka, a jednocześnie aktywna zawodowo – zapomina o sobie. Poświęca się dla wielu istotnych spraw życia codziennego, zaniedbując siebie. Monotonna gonitwa i obowiązki biorą górę, gdy jej własne „Ja” odchodzi na drugi plan. Jako mężczyzna starałem się stworzyć miejsce, w którym kobieta może się zatrzymać i poświęcić chwilę dla siebie, czego efektem ma być poprawa nastroju. Musimy dbać o szczęście i samopoczucie kobiet, ponieważ świat bez uśmiechu i energii kobiet straciłby sens.

Czy dziennik ma na celu jedynie introspekcję, czy może także pomóc w podejmowaniu konkretnych decyzji?

            Zatrzymanie się, uspokojenie myśli, przeanalizowanie własnego życia, przepracowanie problemu, dostrzeżenie emocji, zrozumienie problemu i oczyszczenie się mają ogromne odzwierciedlenie w podejmowaniu decyzji. Wszelka praca nad sobą pozwala nam zrozumieć ból i samego siebie. Co za tym idzie, stajemy się nowymi, otwartymi osobami. Przemyślenia nad pytaniami mogą nas ukształtować, pozwalając dostrzec drogę, na którą wcześniej nawet nikt nie zwracał uwagi. Przepracowując problemy i wyrzucając z siebie emocje, otwieramy przed sobą nowe horyzonty. Zrozumienie pomoże nam rozdzielić, co jest istotne, a co błahe; na co poświęcać czas, a co sprawiało, że go marnowaliśmy. Rozumiejąc siebie, odnajdziemy sens życia. Viktor Frankl mawiał: „współczesny człowiek ma za co żyć, ale nie ma po co żyć – ma środki, ale nie ma sensu.” Mając sens, mamy cel, mamy marzenia, dostajemy zapał do działania. Im więcej wiemy o sobie, tym twardziej stąpamy po ziemi. Im twardziej stąpamy, tym mniej wahamy się podejmować konkretne decyzje. A im bardziej jesteśmy decyzyjni, tym bardziej widoczne jest, że osiągnęliśmy wewnętrzny spokój i doceniliśmy własne odbicie w lustrze.

Jakie korzyści, Pana zdaniem, przynosi regularne pisanie odpowiedzi na pytania zawarte w dzienniku?

            Zapoznawanie się z pytaniami pomaga nam okiełznać swoje emocje. Umożliwia wprowadzenie ładu w życiu. Regularne pisanie pozwala dostrzec to, co najistotniejsze. Przypomniała mi się pewna przypowieść o rybaku, którego łódź podczas sztormu zaczęła nabierać wody. Rybak, wiedząc, że jest w niebezpieczeństwie, postanowił pomodlić się do Boga o pomoc. Bóg, widząc biedaka na środku morza, wysłał mu statek na ratunek. Lecz rybak podziękował załodze, twierdząc, że Bóg go uratuje. Statek odpłynął. Następnie Bóg wysłał helikopter. Rybak ponownie podziękował za pomoc i oznajmił, że Bóg go uratuje. Helikopter odleciał. Bóg więc wysłał łódź, lecz i tym razem rybak nie skorzystał z okazji pomocy, dziękując i mawiając, że Bóg go uratuje. Łódź odpłynęła. Rybak utonął. Po śmierci zapytał Boga, dlaczego go nie uratował? Bóg odpowiedział, że wysłał trzy środki pomocy, lecz rybak wszystkie odrzucił. I podobnie jest w naszym przypadku – jeśli problem, ból czy niechciana emocja przytłacza naszą głowę, często nie zauważamy najprostszych sygnałów. Jak mówi sama definicja, pisanie ekspresywne jest formą samopomocy z pozytywnym wpływem zdrowotnym. Skoro istnieje nadzieja w pisaniu, dlaczego nie spróbować? Wystarczy ustronne miejsce, kartka i coś do pisania. Zerkając na siebie, mogę przyznać, że pisanie zbudowało mnie na nowo. Wyczyściłem i zrozumiałem własne uporczywe myśli. Pogodziłem się z przeszłością. W przyszłość patrzę optymistycznie, z wyznaczonymi celami. Marzenia stały się motorem do działania. Nikt z najbliższych i otoczenia nie podejrzewał, że kiedykolwiek zostanę autorem. Doceniłem i zacząłem cieszyć się najprostszymi rzeczami. Żeby nie być gołosłownym, podam przykład: kilka, kilkanaście lat temu nienawidziłem spacerów, dziś nie mogę się doczekać wyjścia, by się zrelaksować i posłuchać śpiewu ptaków. Pisanie zmienia. A zmieniać się warto.

Czy w pracy nad dziennikiem spotkał się Pan z jakimiś wyzwaniami? Jeśli tak, to jakie i jak je Pan pokonał?

            Euforia towarzysząca narodzeniu się pomysłu opadła, gdy nadszedł czas rozpoczęcia prac nad jego realizacją. Nagle tytuł rozdziału „życie” stał się problematyczny. Zacząłem zadawać sobie pytania: co wiem o życiu kobiet? Co w ogóle wiem o kobietach? Prawdopodobnie te pytania wyznaczyły kierunek niniejszej książki. Podpowiedziały mi: „nie pisz o tym, co wydaje ci się, że wiesz, tylko o tym, o czym chciałbyś się dowiedzieć.” Następną napotkaną trudnością było zwątpienie. Ten stan często pojawia się u tych, którzy mają marzenia, cel i chcą doprowadzić sprawę do końca. Zwątpienie pokonałem dzięki żonie, której dałem niemal ukończony materiał do zapoznania się. Uraczyła mnie dobrym słowem i zmotywowała do rozbudowania kilku kwestii. Sporym wyzwaniem jest dla mnie również osobista, wewnętrzna gotowość do tworzenia. Moja głowa uaktywnia się twórczo nocą. Gdy dzieci i żona cieszą się snem, ja rozsiadam się przed laptopem z filiżanką kawy i zaczynam pisać. Problem pojawia się kolejnego dnia, gdy o poranku muszę wstać i być zwartym oraz gotowym do pracy. Robię, co mogę, walczę ze zmęczeniem, lecz w ten sposób trzymam teraz w ręku „Dziennik Kobiety” i czuję radość dwukrotnie większą niż podczas powstania pomysłu.

W dzienniku porusza Pan szeroki zakres tematów – od życia zawodowego, przez rodzinne, aż po relacje osobiste. Jak wybierał Pan pytania, które miały się znaleźć w publikacji?

            Poruszam szeroki zakres tematów, ponieważ życie samo w sobie jest pełne różnorodnych doświadczeń. A „Dziennik Kobiety” jest o życiu, aby lepiej żyć. Wybór pytań opierał się na obserwacji mojego własnego życia, otoczenia oraz osób napotkanych przypadkowo, których zdarzenia, rozmowy czy zachowania zapisały się w mojej pamięci. Bazowałem na zdobytej wiedzy, którą czerpałem, czytając literaturę o pokrewnej tematyce. Kolejnym elementem, najciekawszym i najbardziej czasochłonnym, było szczegółowe analizowanie poszczególnych incydentów, fragmentów rozmów czy wydarzeń. Rozbijałem je na odłamki składające się z pytań: Jak zachował się wtedy mówca? Co mógł pomyśleć odbiorca? Co ja sam pomyślałbym w takiej sytuacji? Co mówiła mimika w danym momencie? Czy można było tego uniknąć? Co by się wydarzyło, gdyby...? Która z emocji dała się we znaki? Jakie byłyby konsekwencje, gdyby to się nie wydarzyło? Kto najbardziej ucierpiał? Dlaczego tak prosta rzecz nie została dostrzeżona? Czy da się to naprawić? Kogo najbardziej ucieszyła ta wiadomość? Dlaczego ktoś tak się zachował? I tak dalej, i tak dalej, bez końca...

Podczas budowania tych konstrukcji musiałem uporządkować tematy i dziedziny życia, aby następnie stworzyć odnogę w formie pytania, które może przywołać u czytelnika wspomnienia – negatywne bądź pozytywne. Pytanie, które przywoła scenę z życia. Pytanie, które rozbudzi wyobraźnię. Ten końcowy element ma za zadanie pomóc pobudzić, ukierunkować, zrozumieć i przepracować własne momenty życia.

Czy planuje Pan rozwijać ten format? Może kolejne edycje dziennika dla różnych grup odbiorców?

            Nauczyłem się nie mówić, że coś robię, bądź że chcę coś zrobić. Zbyt wiele razy zawiodłem się na sobie. Stawiam sprawę jednoznacznie: albo coś zostało zrealizowane, albo tego nie ma. W tej kwestii nie uznaję: „będę pisał, planuję coś zrobić” czy „mam zamiar zacząć.” Pomysłów mam krocie, jednak zdaję sobie sprawę, że pomiędzy pomysłem, planowaniem, realizacją a zakończeniem czai się niejedna przepaść. Dodatkowo życie potrafi zaskoczyć. Dziś mogę powiedzieć, że ukończyłem „Dziennik Młodzieży.” Bez dwóch zdań ta grupa potrzebuje podobnych publikacji i form autoterapii. Pytanie tylko, czy odbiorcy zdecydują się sięgnąć po taką formę piśmienniczą?

Jakie rady dałby Pan kobietom, które dopiero zaczynają przygodę z takim dziennikiem?

            Jedyne rady, jakie mogę dać, to takie, żeby uwierzyć w pisanie ekspresywne. Dać sobie szansę. Otworzyć się. Nigdy się nie poddawać. Wierzyć do końca. Nie tracić nadziei. Próbować. Zrozumieć, że jeśli jest źle, nie oznacza to, że już nigdy nic się nie poprawi. Większość czarnych chmur z czasem rozwiewa. Nie porównywać się z innymi, tylko skupić się na sobie. Przestać żyć przeszłością, a postawić na dziś, aby wyznaczyć własną przyszłość. Mieć marzenia i dążyć do ich realizacji. Życie mamy tylko jedno, a czas nieustannie płynie i zmierza w jednym kierunku.